aaa4
Rolnik
Dołączył: 24 Sie 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Śro 12:12, 30 Sie 2017 Temat postu: julka |
|
|
Tym sposobem mialam wolne popoludnie. Bylam niesamowicie napalona, zeby cos zacpac, bo caly czas meczyl mnie parszywy nastroj. Nie wiedzialam dokladnie, co to ma byc. Pomyslalam sobie, czyby nie wyskoczyc na godzinke do Hasenheide. To taki park w dzielnicy Neukolln. Tam sie palilo hasz. Mialam ochote na jointa.
Ale nie mialam forsy. Wiedzialam, gdzie ja znajde. W takiej wielkiej butli po asbachu ojciec zbieral srebrne monety. Bylo tego ponad sto marek. Zapas na nastepna wyprawe do Tajlandii. Wytrzasnelam z butli piecdziesiat marek. Na wszelki wypadek chcialam wziac troche wiecej. To, co zostanie, moge potem ewentualnie wrzucic z powrotem. Reszte doloze, jak zaoszczedze jakos przy zakupach. Tak sobie myslalam.
W Hasenheide od razu nadzialam sie na Pieta. Piet to ten chlopak z "Haus der Mitte", z ktorym pierwszy raz w zyciu palilam hasz. Tez juz cpal. Dlatego zapytalam, czy do Hasenheide tez juz doszla hera.
Zapytal: - Masz szmal?
Odpowiedzialam: - Mam.
On: - No to chodz. - Zaprowadzil mnie do grupki kasztanow i kupilam cwiartke. Zostalo mi dziesiec marek. Poszlismy do szaletu przy parku, Piet pozyczyl mi swoj sprzet. Z niego tez juz zrobil sie pazerny cwaniacha. Polowe towaru musialam mu dac za strzykawke. Oboje wladowalismy po malej dzialeczce.
Bylo mi niesamowicie dobrze. Ludzie z Hasenheide byli najfajniejsi ze wszystkich. Nie tacy wycwanieni, jak cpuny z Kurfurstendamm. Bo tutaj glownie palilo sie hasz. Ale byly juz i cpuny. Ci od haszu i prawdziwe cpuny lezeli sobie zupelnie spokojnie jeden obok drugiego. Na Kudammie haszysz byl uwazany za narkotyk dla smarkaczy i ci, co go uzywali, to bylo dno. Zaden cpun z Kudammu sie z takimi nie zadawal.
W Hasenheide obojetne bylo, co sie bierze. Mozna bylo nawet nic nie brac. Nie mialo to znaczenia. Wlasciwie chodzilo o to, zeby sie fajnie czuc, a cpali ci, ktorzy chcieli. Byly grupki grajacych na fletach i bongosach. Pelno tez bylo kasztanow. Wszyscy byli jakby jedna wielka, przyjacielska wspolnota. Wszystko to kojarzylo mi sie w [link widoczny dla zalogowanych]
nastroju z Woodstock, bo tam musialo byc calkiem podobnie.
Do domu wrocilam punktualnie, zanim jeszcze ojciec o szostej przyszedl z pracy. Nawet nie zauwazyl, ze jestem nagrzana. Mialam troche wyrzutow sumienia z powodu golebi, ktore nie dostaly nic do zarcia. Pomyslalam sobie, ze na przyszlosc nie bede juz ladowac heroiny, bo w Hasenheide zupelnie wystarczy mi troche haszu i nikt nie bedzie mi przez to robil sekow. Nie chcialam juz wracac do tych fatalnych cpunow z Kudammu. Autentycznie mi sie wydawalo, ze w Hasenheide uda mi sie wyleczyc z nalogu.
Codziennie po poludniu przynajmniej na krotko wpadalam z Janie do Hasenheide. Bardzo jej sie tam podobalo, bo bylo pelno psow. Psy tez byly absolutnie przyjaznie do siebie nastawione. Wszyscy lubili Janie i glaskali ja.
Golebie karmilam co drugi albo co trzeci dzien. Wystarczalo w zupelnosci, pod warunkiem, ze czlowiek [link widoczny dla zalogowanych]
pozwolil im zapchac wola na ciasno i jeszcze troche podsypal na zapas.
Palilam hasz, jesli ktos mi troche odkopsnal. A zawsze ktos taki sie znalazl. To tez byla jedna z roznic miedzy tymi srodowiskami, bo ci od haszyszu zawsze sie dzielili, jak ktos potrzebowal.
Potem poznalam tez blizej tego kasztana, u ktorego pierwszego dnia kupil
Post został pochwalony 0 razy
|
|